Drożyzna w polskiej turystyce
Sytuacja pandemiczna na świecie wciąż jest niestabilna. Mimo że część linii lotniczych wznawia loty międzynarodowe, to wciąż wiele osób boi się opuszczać kraj. Dlatego o wiele więcej niż w ubiegłych latach Polaków decyduje się na krajowy wypoczynek. A to już wpływa na rosnące ceny w najpopularniejszych kurortach.
Każdego roku lipiec i sierpień to miesiące szczytu cen nad Bałtykiem czy w Tatrach. Noclegi, atrakcje czy posiłki w restauracjach są o kilkadziesiąt procent wyższe niż były w czerwcu albo będą we wrześniu. W tym roku pandemia zmusiła przedsiębiorców z branży turystyki i gastronomii do podniesienia cen w jeszcze większym stopniu.
Im wyższy standard, tym większy wzrost cen
Jak podaje serwis do rezerwacji noclegów Nocowanie.pl, noc w pensjonacie dla jednej osoby w Rewalu będzie o 2 zł droższa niż przed rokiem, natomiast o 3 zł w Krynicy Morskiej. Różnice wydają się niewielkie, jednak gdy jedziemy czteroosobową rodziną, to za dwutygodniowy wypoczynek zapłacimy o 168 zł więcej. Dużo wyższy wzrost cen widać w Kołobrzegu i Świnoujściu, które dostosowały swoją ofertę do portfeli naszych sąsiadów zza zachodniej granicy.
Warto zauważyć, że procentowo obiekty podnoszą ceny w miarę równomiernie, ale nominalnie wzrosty są najbardziej odczuwalne w luksusowych obiektach – cztero i pięciogwiazdkowych. Za tydzień w takim hotelu możemy zapłacić nawet o 1-2 tys. zł więcej niż rok temu.
Restauratorzy w natarciu
Jednak nocleg to nie jedyny koszt krajowych wakacji. Duży udział w budżecie mają usługi gastronomiczne. O ile więcej zapłacimy za klasycznego dorsza z frytkami czy zestaw kawa i gofr? Wirtualna Polska otrzymała sygnał od czytelnika, który spędzał wakacje w Niechorzu. Opublikował on zdjęcie rachunku, gdzie za dwa kawałki dorsza i dwie porcje dodatków w postaci frytek i surówki zapłacił prawie 100 zł. Natomiast rachunek dwójki turystów, którzy na zakopiańskich Krupówkach zdecydowali się zamówić dwie kawy i dwa gofry z bitą śmietaną, opiewał na kwotę 60 zł.
Widać, że w popularnych kurortach jest więc drożej niż rok temu, jednak w mniejszych miejscowościach wzrost cen nie jest aż tak odczuwalny. Za obiad, składający się z zupy rybnej, dorsza i dodatków w Stegnie na Mierzei Wiślanej, zapłacimy wciąż niespełna 30 zł.
Skąd wzrosty cen w turystyce?
Trudno się dziwić firmom z branży turystyki, który byli mocno dotknięci koronawirusem. Przez około dwa miesiące restauracje czy hotele nie mogły być czynne, co wiązało się z zerowymi przychodami. Teraz więc przedsiębiorcy muszą odbudowywać swoją sytuację finansową. Szczególnie, że wciąż trzeba zachowywać zasady dystansu społecznego, a gości w hotelu czy restauracji może być mniej niż normalnie.
Koszty pochłaniają również wszystkie środki ostrożności – płyny dezynfekcyjne, przyłbice czy maseczki, w które obowiązkowo trzeba zaopatrzyć personel.
Jednak największą przyczyną wzrostu cen w turystyce od Bałtyku aż po Tatry jest wzmożony popyt. Wiele osób zrezygnowało z zagranicznych wojaży na rzecz krajowego wypoczynku, a hotelarze czy restauratorzy mogą podnosić ceny. Chętni do ich zapłacenia i tak się znajdą.
Na pewno wakacje w kraju będą droższe niż w zeszłym roku i trudno przewidywać, czy ten trend będzie się utrzymywał także w sezonie 2021. Trzeba bacznie obserwować rynek, ale jeśli w tym roku możemy sobie finansowo pozwolić na wyjazd, to warto wesprzeć w ten sposób polskich przedsiębiorców.
Tagi: ceny w turystyce • turystyka w Polsce