Turystyka w cieniu wulkanu
Niedawno islandzki wulkan zrobił zamieszanie na całą Europę. W trwającej wiele dni erupcji wyrzucił z siebie ogromne ilości pyłu, który niesiony wiatrami powędrował nad kontynent i niemal całkowicie sparaliżował komunikację lotniczą. Do tego wulkan ma nazwę, która paraliżuje języki europejskich komentatorów: Eyjafjallajokull.
Unoszący się w atmosferze pył stwarza zagrożenie dla silników samolotów oraz ich poszycia. Stąd odwoływanie lotów tam, gdzie dotarła chmura. Najpierw zostały zablokowane Wielka Brytania, Irlandia, Szkocja, później przyszedł czas na północną Europę. Co interesujące – sama Islandia borykała się z problemem krótko, gdyż wiatr szybko zwiewał chmurę znad wyspy. Jednak kraj ten ucierpiał w inny sposób. Wybuch wulkanu stopił kawałek lodowca i spowodował powódź. Zalaniu uległa m. in. główna droga. Odbyła się ewakuacja niemal 1000 osób z okolic wulkanu.
W wyniku erupcji wulkanu branża turystyczna poniosła dotkliwe straty. Ucierpieli przewoźnicy – linie lotnicze, które musiały przez wiele dni odwoływać mnóstwo lotów. Poszkodowane są też biura turystyczne. Uszczerbek w ich finansach powstał z dwóch powodów. Po pierwsze – nie mogli realizować nowych wycieczek. Po drugie – trwające wycieczki przedłużały się, a koszty utrzymania „uwięzionych” za granicą turystów ponosiły firmy. Każdy dzień zwłoki oznacza ogromne straty.
Problem ten jest na tyle poważny, iż wiele biur liczyło się z możliwością bankructwa. Dla przykładu – już 20 kwietnia Rainbow Tours szacowa